wtorek, 1 stycznia 2013

Życie jest trudne... Rozdział 6


   _______________________________________________
   Nie było czasu by nacieszyć się pięknym lotem. Podziwiała niebo, ale i tez  z lękiem  patrzyła na swój dom, który był bardzo daleko w dole.  Zobaczyła czarne zakapturzone istoty, które wyglądały ze złością przez okno. Były złe, można to było wyczytać z ich wzroku. Gdyby nie było Indigo, pewnie by już nie żyła, nie wytrzymałaby starcia z demonami i na pewno nie pomogły by jej księżycowy amulet, który dostała od Jacka.
    Fleur była okropnie zła czemu jej trafił się jej dar, zamieniała by go na wszystkie inne skarby, które są na Ziemi. Chciała dalej żyć jako zwyczajna nastolatka z Annie , Rose i Blair. Nie prosiła się o to.
    Znalazła by sobie nowego chłopaka, uszykowała by nowy bal.  Żyli by wtedy bez tych wszystkich problemów i bez demonów.Była by zwyczajną osobą.
   Lecz wtedy nie poznałaby Jacka, choć on do niej nic  nie czuł, ona bardzo się nim zainteresowała, po tym jak na balu dziwnie z nią rozmawiał, każdego dnia się w nim po trochu zakochiwała, choć po drodze na pewno rozbije sobie serce na miliony kawałków, ale i tak będzie to  warte.  Na świecie będzie więcej miłości, choć nieszczęśliwej, Jack nie mógł odwzajemnić jej uczucia, był przecież aniołem, a ona tylko śmiertelniczka z małym problem.
  Indigo zaczęła lądować na dachu jakiegoś wieżowca,  dziwne było to że nikt ich nie widział. Byli niewidzialni dla ludzkiego wzroku.  Pewnie było to jakieś czary, o których Fleur nie wiedziała.  Musiała się jeszcze tyle nauczyć by funkcjonować w tym dziwny życiu.
-Co teraz? – spytała Indigo – zejdziesz do mamy?
-Tak, muszę ją ostrzec przecież demony mogą wrócić znowu do naszego domu i  zobaczyć matkę bezbronną, a przecież i ona jest córka Barthiona. Nie wiadomo czy umie się bronić.
  Fleur  powiedziawszy skoczyła do drzwi, które prowadziły na dół. Schodami zeszła na ostatnie piętro i wezwała windę. Zjechała na 4 poziom gdzie mieściło się biuro jej matki. Miała szczęście bo od razu zobaczyła mamę, ale nie samą była  uściśnięta namiętnym pocałunkiem z jej szefem!!!Poczuła ból jej zycie jest w rozsypce,a jej mamie żyje się bardzo dobrze. Nie ma takich problemów jak ona. Nie ścigały jej zastępy demonów.  
  Fleur zaczęła się już cofać lecz wpadła na Indigo. Nikt jej zapewne nie widział, a zderzenie z niewidzialną osobą, musiało  wyglądać komicznie.  
-Co ty tu robisz córeczko?- spytała mama.
  Jeszcze miała czelność się tak do mnie odzywać. - Pomyślała 
-Co TY tu robisz?!?!- Fleur  spytała Jenny – Dopiero co rozstałaś się z ojcem, a już próbujesz znaleźć sobie kogoś innego- spojrzała na jej szefa, który wyglądał na zmieszanego. Żeby całował się publicznie z jej matką.  
  Fleur nie mogła już wytrzymać, nie miała nawet siły by ostrzec matkę, już nie zależało jej na jej bezpieczeństwie. Zaczęła płakać, tak samo jak wtedy gdy dowiedziała się że rodzice biorą rozwód.
  Dziewczyna wbiegła do windy a za nią Indigo. 
   Miała nadzieje że rodzicie się pogodzą, choć ojciec  był na Florydzie, a one tutaj w San Luis. Chciała uciekać, czemu wszystkie te okropne rzeczy spływały na nią tak bez ostrzeżenia,  tak jakby grad z deszczem spadł na nią w czasie lata, a ona nie miałaby wtedy parasolki by się obronić. Na pewno było to okropne uczucie,
-Porozmawiaj z nią, może ci to wyjaśni- powiedziała Indigo
-Żeby powiedziała „To nie tak jak myślisz”
   Indigo zaśmiała się.
-Zabierz mnie do Annie. Tam i tez powinny być Rose i Blair.
-Użyje szybszego sposobu- powiedziała Indigo –Złap mnie za rękę
   Fleur złapała anielice za rękę i od razu poczuła szarpnięcie w okolicach pępka. Zobaczyła rozmazany korytarz, a po chwili znalazła się przed łóżkiem Annie, na którym siedziały przyjaciółki.
-Boże- pisnęła Rose przerażona
-To tylko ja nie  żaden Boże- powiedziała z przekąsem Fleur
-Demony były w jej domu- powiedziała Indigo.
-Taa…
     Fleur zdziwiło że nie było stróżów dziewczyn, przecież tez powinni tu być. Ktoś musiał je bronić, przecież nie na darmo zginęła matka Blair. Nie może pozwolić by one zginęły.  Były jak siostry i na pewno były ze sobą spokrewnione bo wszystkie mają dar wzroku.
   Fleur przypomniała sobie jak się poznały. Jak były małe wszystkie przychodziły do parku Mitchell w San Luis .Fleur, Blair, Annie i Rose spodobał się ten sam dąb i wszystkie chciały siadać na gałęziach, by podziwiać widoki, z poza parku. Zawsze się kłóciły, o to kto ma tam zając miejsce, aż wreście znalazły drzewo na którym będą mogły wszystkie siadać. Wtedy zaczęły ze sobą rozmawiać i zaprzyjaźniły się. Każdego dnia chodziły na drzewo i przyjęły dla niego nazwę „Księżycowy dąb”. Wyobrażały sobie że siedzą na tronie, i oglądają swe królestwo.
-Nic się nie stało uciekliśmy – powiedziała Fleur, a później opowiedziała im jak zobaczyła matkę całującą się z jej szefem.
   Dziewczyny były bardzo zszokowane,  to nie było do przyjęcia, przecież dopiero wzięła rozwód.
   Nagle pojawił się Jack, za nim pojawiły się niebieskie strzępki. Musiał się teleportować.
-Fleur, twojej matki nie ma w spisach cór Brathiona. Nie możecie być ze sobą spokrewnione, inaczej ona też by miała dar.
  Fleur,  była szokowana, jej matki nie było w wpisach, przecież dar wzroku był dziedziczny. Nie mogła przecież tego odziedziczyć po ojcu bo szło to tylko przez żeńską linie genetyczną.  To na pewno oznaczało że jej matką, nie jest jej biologiczną mamą, tzn. że całe jej życie jest jeszcze większym kłamstwem. Poczuła nienawiść, myślała że w jej życiu chociaż matka jest prawdziwa, w tych wszystkich kłamstwach, myślała że jest trochę prawdy, ale jak zawszę się myliła. 


poniedziałek, 19 listopada 2012

Biała Anielica Rozdział 5

___________
  Minął już miesiąc od rozmowy w domu Fleur. Jack więcej się już nie pojawił, a matka Blair została uznana jako zaginioną, przez władze. Nie było nigdzie ciała, więc nie mogli stwierdzić czy jest martwa. Każdego dnia Fleur bała się że spotka to i jej mamę, bo ona też musiała być córką Barathiona. Na pewno i ona miała swojego stróża, który pilnował ją przed ciemnymi istotami, ale nigdy u niej nie zauważyła księżycowego naszyjnika, który sama nosiła.
  Nagle przed nią w sypialni pojawiła się słodka blondynka, o miłych rysach i pełnymi ustami. Musiała być stróżem, bo nikt inny nie mógł by się tak po prostu pojawić, nie wchodząc drzwiami. Wiedziała kim jest i że nie zrobi jej krzywdy, ale i tak się przestraszyła.
-Przepraszam, że tak bez uprzedzenia- zaczęła- Jestem Indigo- powiedziała i podała jej rękę, Fleur wstała z fotelu  uściśla ją.- Ty jesteś zapewne Fleur, Jack mówił mi o was, jestem jego przyjaciółką muszę się wami zaopiekować.
-A on czemu tego nie może zrobić?- spytała Fleur
-Pewnie wolałabyś opiekę mężczyzny, ale zapewniam cię jestem tak samo silna jak on. Dostał zadanie od starszyzny. Pilnie strzeżone i nie mogę ci powiedzieć jakie.
  Fleur, chciałaby by zaopiekował się nią Jack, ale lepsza taka opieka niż wcale i gdzie mogli go wysłac miala nadzieje, że nie na jakąś niebezpieczną misje.
-A moja matka Rachel Thomas, ma swojego stróża?
  Gnębiło ją te pytanie chciała wiedzieć , czy jej matka jest bezpieczna.
-Spytam starszyzny.- powiedziała Indigo z szerokim uśmiechem, było u niej coś co kazała jej zaprzyjaźnić się z nią. Jakby ktoś połączył je więzią.
-A co z Blair, Annie i Rose?- czy one mają swoich stróżów
-Jak najbardziej, zapewne teraz się już poznali, teleportowaliśmy się w tym samym czasie.
  To była dobra wiadomość dla Fleur, przecież sam Jack nie mógł się nimi wszystkimi zaopiekować. Potrzebowały swojego własnego stróża. Może i im trafią się niezłe ciacha,  takie jak Jack.
                                                          ***
-Dobra to co robimy?- spytała Fleur Indigo
-Może obejrzyjmy piękny zachód słońca, a później piękne gwiazdy, tworzące galaktykę na naszym niebie- powiedziała Indigo spoglądając przez okno.
-To nie dla mnie- powiedziała uśmiechając się kwaśnie do dziewczyny.
   Indigo ciągle patrzyła na okno, jakby chciała tam coś zobaczyć.
-Gdzie jest ta cała starszyzna?
-Hmm, wysoko, ponad chmurami w niebie
-Aha.
   To jednak niebo istnieje, jest Bóg i są aniołowie.
-Opowiesz mi o was?
-To długa historia, ale mamy czas. -powiedziała,a później zaczęła mówić -Aniołowie w raju dzielili się na oddanych Bogu i na oddanych Lucyferowi. Ja na początku byłam pod rozkazami Lucyfera, ślepo podążałam z nim, pragnęłam być taka jak on. Nie wiem co mnie wtedy skusiło by podążać za ciemnością. Na początku był dla mnie wielkim wzorcem. Nie wiem dlaczego byłam taka głupia. Poznałam później Jacka, który nawrócił się z ścieżki wojennej Lucyfera i dołączył do Boga. Pomógł mi uciec od niego. Opowiedział mi o życiu w światłości. Na początku kryliśmy się w raju, tam każde drzwi prowadziły do magicznych krain. Byliśmy razem, nierozłączni przyjaciele i stróże ludzi. Gdy zaczęła się wojna byłam przeciw Lucyferowi byłam razem z Bogiem, broniłam raju, lecz Lucyfer był silniejszy od nas wszystkich. Bóg zobaczył co on robił i co próbował zdziałać więc wygnał go z raju do piekieł razem z jego sługami. Bóg wiedział, że będzie i wiele więc powstań przeciwko jemu, więc wszystkie anioły wygnał z raju i stworzył im inny świat, na którym żyjemy. Przewodzi nam starszyzna, czyli byli oddani  zwierzchnicy Boga. Wszystkim aniołom dali ludzi do obrony. Każdy musi go pilnować i nie pozwolić by ktoś go zabił. Bo jeśli człowiek, którego bronimy zostanie zabity, popełni samobójstwo lub zejdzie na złą ścieszke to będzie tylko nasza wina i musimy to wszystko odpokutować tyle czasy ile osoba ,którą broniliśmy miała lat. Raz, w XVII wieku, zginął mężczyzna, miałam go bronić przez złem i ludźmi, ale on został zamordowany. Byłam zamknięta przez 25 lat, w krainie śmierci. Widziałam tam tylko ciemne duszę zmarłych ludzi. Moje poczucie winy nie pozwalało mi funkcjonować. Gdy starszyzna mnie wypuściła, nigdy nie byłam taka jak wcześniej Nie miałam siły, aż dostałam nowy przydział, wtedy wiedziałam już co znaczy prawdziwa lolajnośc. Odzyskałam stracone siły, Poczucie strachu i winy minęło. Została tylko radość. Juź więcej razy nikt nie zginął przez moją nie uwagę. Mam nadzieje, że nigdy nie będę musiała zejść do krainy śmierci- Indigo przewała Fleur zauważyła łzy w jej oczach, jakby nadane rany posypała szczypiącą sól.
  Chciała ja jakoś pocieszyć przytulić. Wiedziała jednak, że nie powinna tego zrobić anielica sama rozwiążę swoje wewnętrzne krzywdy i cierpienie. Patrząc na nią, czuła współczucie, Indigo musiała wiele przejść będąc zamknięta przez 25 lat w krainie śmierci.
   Dotknęła jej ramienia, Indigo od razu jakby się ucieszyła. Podniosła oczy do góry i spojrzało w okno, a po chwili z jej pleców wyrosły duże białe skrzydła. Wyglądała w nich tak zwyczajnie, jakby nigdy się z nimi nie rozstawała.
-Piękne- wyszeptała jej Fleur dotykając piór. Były gładkie w dotyku, od razu w oczach zobaczyła swoje życie w przeszłości; urodziny Blair, razem świętują jej 13 rok na ziemi, później zobaczyła rodziców świętujących swoją rocznice ślubu, Fleur spoglądała na nich ukradkiem przez szparę w drzwiach. Wyglądali na takich szczęśliwych. Następnie zobaczyła Matta i jej pierwszy pocałunek z nim bardzo go kiedyś kochała, ale było to 2 lata temu i rany po zerwaniu zagoiły się. Później zobaczyła imprezę Halloween i Jacka.
-Co to było?- spytała zdziwiona Fleur dysząc przed Indigo.
-Skrzydła anioła, pokazują nasze najpiękniejsze chwilę.- odpowiedziała
-To coś niesamowitego.
  Po chwili jej księżycowy naszyjnik zawieszony, na szyi zaczął świecić jaskrawym światłem. Nie wiedziała co się dzieje, ale widząc minę Indigo wiedziała, że to nic dobrego.
-Otwórz okno, a następnie złap się z mojej szyi z przodu.- powiedziała Indigo,a Fleur wykonała zadanie. -Oni tu przyśli.
-Co! A co z moją mamą. Jeśli tu przyjdzie i zasta ich.- krzyknęła Fleur
-Nie martw się nic się jej nie stanie. -powiedziała uspakajając
-Nie mogę na to pozwolić, przecież mam mój naszyjnik a on mnie obroni.- powiedziała Fleur choć nie była tego pewna.
-Jeśli jest ich więcej to nic im nie zrobisz, a ja sobie też sama nie poradzę. Polecimy do pracy twojej mamy i namówimy żeby nie przychodziła do domu.- Fleur przystała na to, złapała się jej szyi i wyleciały w niebo. Po chwili do jej pokoju weszły ciemne istoty, warknęła i spojrzały na niebo gdzie widać było dolatującą anielice. 

niedziela, 11 listopada 2012

Ciemne istoty Rozdział 4

   Fleur ocknęneła się po kilku minutach. Próbowała się poruszyć, lecz ktoś lub coś, przewiązało ją do czegoś.
-Jak się mamy wydostać. Tych lin nie da się odwiązać.- usłyszała głos, zapewne Annie
  Więc i one były przywiązane. Muszą się stąd wydostać, Kristen nie żyje, zabiły ja jakieś istoty. Jedynie co pamiętała z ich wyglądu, to czarny płaszcz i twarz przykrytą kapturem.
Ale co to mogło być nigdy nie wierzyła w te wszystkie paranolmalne istoty, ale żeby tak od razu z grubej rury i spotkać demona. To przecież niemożliwe. Bo ona Fleur Du Nord, była normalną dziewczyną z sąsiedztwa aż poznała demony, tak by siebie określiła.
-Fleur, jest wśród nas- usłyszała głos obok
  Otworzyła oczy, była ciągle na strychu przywiązana razem z Annie, Rose i Blair. Fleur nie mogła sobie wyobrazić co jej przyjaciółka czuła, przecież przed chwilą widziała zmarłą matkę.
-Co się stało?- spytała Fleur
-Noah i Damon, ci demony uwięzili nas tutaj, Blair ostro oberwała straciła przytomność i nadal się nie obudziła. Zaczęli coś mówić o konsekwencjach, a później przywiązali nas tutaj wszystkie, a  sami tak jakby znikli razem z ciałem matki Blair. - powiedziała Annie
-To straszne. A mówili coś jeszcze? Kim są i po co tu przyszli?
  Rose zaczęła coś mruczyć, ale po chwili powiedziała
-No przecież mówili coś o broni, schowanej tutaj w domu. Mówili, że wrócą tu później. No ale czemu nas nie zabili?- Zastanowiła się.
  To było dobre pytanie, czemu zabili matkę Blair, a je tylko  związali. Jak to możliwe, że istnieją takie istoty.
-Musimy się jakoś wydostać. -powiedziała Fleur.
-Czekaj, przecież braliśmy noże, a ja swój włożyłam do kieszeni bluzy.- powiedziała Annie
-Dawaj szybko, poszukaj go.- powiedziała Rose
  Nagle usłyszały jakieś dźwięki z dołu. Może to znowu te demony. Jeśli tak muszą się szybko wydostać. Annie zaczęła gorączkowo grzebać w kieszeni, aż wyjęła mały nóż. Zaczęła nim rżnąc sznur, lecz na marne, był taki jak wcześniej.
-Nie- powiedziała z goryczą Annie
  Dzwięk jakieś osoby poruszającej po domu był coraz bliższy, tak jakby ta osoba chciała zrobić jak najwięcej hałasu.
- A jeśli to znowu oni, musi być stąd jakieś wyjście. - z słowami Rose drzwi otworzyły się i wszedł do pokoju jakiś młody chłopak.  Miał ciemno-brązowe włosy postawione na jeża oraz intensywnie błękitne oczy.
   Fleur poczuła ucisk w żołądku, przyszedł po nie, ale on zamiast je zabić, podeszedł do nich z nożem intensywnie świecącym w ponurym pomieszczeniu i zaczął skrobać nożem w sznury
-Cholera mruknął.
-Kim jesteś spytała?- spytała Fleur.
  Chłopak spojrzał na nią z uśmiechem.
-Poznaliśmy się w Halloween.
  Fleur od razu wiedziała kto to. Ciągle myslała o nim, zastanawiała się kim jest, a teraz stoi przed nią i jest naprawdę przystojny.
-Jack...
-Co tu robisz- spytała Annie
-Jestem takim waszym stróżem. Musze was pilnować, dostaliście dar oczu.- powiedział, a Fleur próbowała coś powiedzieć, ale Jack przerwał jej i powiedział- Widzicie świat cieni, to jest bardzo niebezpieczny dar, więc dostaliście wyznaczonego stróża od starszyzny. Wiem że to bardzo strasznie wygląda, ale takie już przeznaczenie ludzi, którzy urodzili się odpowiednio. Musicie być ze sobą spokrewnione, ponieważ ten dar otrzymują tylko osoby z rodu Barathion.
   Fleur troch zagmatwało się w głowie. One wszystkie pochodzą z jakiegoś rodu Barathion i mają dar oczu. Gdyby nie to wszystko, myślałaby że to sen, ale trwał zbyt długo by mógł być nim naprawdę.
-Czy dzisiaj jest prima aprilis? spytała Rose.
                                                              ***
  Siedziały w kółku w domu Fleur, nie było jej matki ponieważ była w pracy. Jack obiecał im wszystko opowiedzieć, a dziewczyny bardzo chciały wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
-Kilka tysięcy lat temu- zaczął jack- żył Edward Barathion, jego pierworodny syn został porwany przez czarnych ludzi, strauchy nazywali ich demonami, ale tylko sam szatan wiedział kim są naprawdę.- czarni ludzie zaczęli porywać ludzi, którymi się żywili. Byli też pod mocą większych czarnoksiężników, który wydawali im rozkazy typu „zabij i uwięź“. Nie byli więc samodzielni.-przerwał na chwile- Edward wiedział co się dzieje na ziemi więc, zapłacił pewnemu czarnoksiężnikowi, by jego ród obarczył darem wzroku dostrzegania ich i darem zabijania. Pieniądze nie były jedyną rzeczą, którą musiał zapłacić jego wszyscy synowie umarli, a dar mogł przejąć tylko córki. Dzisiaj tych córek na Ziemi jest bardzo dużo, niektóre nawet nie dowiadują się o swoim darze, nie które zostają naprowadzone przez aniołów stróżów, takich jak ja. Jakieś sto lat temu demony, utworzyło swój niewidzialny kraj, normalnie ludzie go nie dostrzegają, ale córki Barahiona, widzą go. Wraz z tym krajem pojawiło się jeszcze więcej ciemnych istot, wiele ludzi zostaje tam porawnych i zabijanych tam dla pożywienia, a demony żywią się krwią- westchnął- Demony teraz bardzo trudno rozpoznać. Moga wyglądać jak ludzie, ale boją się jednego czyli księżycowego kamienia. ten kamień odstrasza ich, a demony które go dotkną zostają spaleni.
-Więc my jesteśmy tymi córkami Barathiona i mamy ich zgładzić- spytała Blair, która miała czerwone i wilgotne od łez oczy.
-Nie same, my stróż pomagamy córką, przewodzi nam straszyzna są naszymi mentorami. Możemy ozdrawiać i przenosić się z jednego miejsca na drugie- powiedział Jack- muszę wam coś tez powiedzieć. Demonów jest coraz więcej co oznacza że zacznie się wojna i potrzebna nam każda córka Barathiona.- powiedział podając każdej naszyjnik z kamieniem- To są wasze kamienie księżycowe, niech was bronią. Przed wszystkim czarnymi istotami na tej Ziemi.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Straszny krzyk Rozdział 3


 Promienie słońca wlały się do pokoju, przez okno. Fleur drgnęła, oblana żółtym blaskiem  Chcąc czy nie obudziła się. Strasznie bolała ją głowa, musiała mieć kaca, ale przecież nie wypiła dużo. No może trochę, ale nie tyle żeby rzygać w kiblu. Okropność.
  Wstała, choć głowa jej na to nie pozwalała  dziewczyna próbowała sobie przypomnieć kiedy zdejmowała tą szeroką i długą suknie, może zrobiła to Blair, bo ona po przyjeździe od razu rzuciła się na łóźko.          
  Spojrzała się na łóżko Blair, przyjaciółka jeszcze spała przykryta kołdrą pod same usty, wydawała  się taka mała i niepozorna. To dzięki niej wydostała się z tej imprezy. Fleur obiecała sobie w duchu, że już nigdy więcej nie weźmie tego płynu do ust. Miała nadzieje że długo wytrzyma w tym postanowieniu. 
  Poszła do łazienki obok wzięła gorący prysznic. Następnie ubrała bieliznę i założyła szlafrok. W lustrze zobaczyła całkiem inną osobę. Miała głębokie cienie pod oczami i była taka strasznie nie wyraźna  może to przez ten ból głowy.  Długie brązowe włosy opadały lokami na plecy, a ciemnobrązowe oczy wydawały się strasznie duże. 
  Wróciła do pokoju, Blair już nie spała siedziała ubrana na łóżku, z skrzyżowanymi nogami. Blair była pół Indianką  Jej matka ożeniła się z wodzem plemienia Acoma. Lecz 4 lata temu jej ojciec zginął, przez pożarcie wilka. Podobnież wybrał się zwiedzać las i spotkał tam wilka. Blair z matką przestały chodzić do lasów, unikały łon natury. Po prostu się bały, że to może spotkać i je.
  Blair miała ciemną karnacje, długie czarne włosy i niebieski oczy. Była naprawdę śliczna. 
-Hej- powiedziała Fleur ziewając.
-Hej, mama wołała nas na śniadanie, zaraz ci dam jakieś ubrania.- powiedziała, wstając z łózka  Podeszła do szafy i wyjęła czerwone rurki i biały t-shirt z logo AC/DC, następnie rzuciła je Fleur.
  Fleur, zaczęła je pospiesznie ubierać. Spodnie były trochę luźne  więc pożyczyła od Blair pasek i zapięła go. Mogła sobie wyobrazić że bardzo śmiesznie wyglądały, z tymi cieniami pod oczami i mokrymi włosami. 
  Zeszły na dół do kuchni, Kristen (mama Blair), siedziała już przy stole popijając kawę przed pracą. Była podobna do córki, miała tylko blond włosy, a nie czarne jak Blair. Fleur bardzo lubiła Kristen, była dla niej jak druga matka. 
-Dzień dobry- powiedziała Kristen uśmiechając się.- Jak tam się czuje mama?
  Zapewne chodziło jej o rozwód, przez którym musiała przejść.
-Robi sobie terapie malarską, całe dnie maluje , a pod wieczór siedzi i czyta książki.- napadła krępująca cisza, po której odezwała się Kristen.
-Zaraz nałożę wam jajka i bekon.- podeszła do kuchenki, zaczęła wyjmować talerze i kłaść na nie jajka i smażony bekon.-Ja muszę iść do domu, ale później Blair odwiezie cię do domu.
  Kristen założyła marynarkę i wzięła torebkę, następnie wyszła z domu. 
-Dobra teraz będziemy mieć trochę luzu. - rzuciła Blair włączając telewizor. 
-Sorry za wczoraj i to że musiałaś wcześniej urwać się z imprezy przeze mnie.
-No bez jaj i tak była strasznie nudna- zaśmiała się.
  Fleur, przypomniała sobie Jacka, szkoda że nie wie kto jest. Wydawał się strasznie interesujący, ale czemu o tym myśli. Odłożyć na bok chłopaków, szczególnie Roberta, z którym mogła by skończyć w ubikacji, bóg wie co robić. To by była katastrofa. Dobrze, że spotkała Blair i wzięła ją z stamtąd.
   Nagle rozległ się dźwięk komórki Blair, które leżała na blacie obok stołu. 
-To Rose- powiedziała odbierając telefon, następnie poszła do okna i zaczęła z nią rozmawiać. Pewnie o upiciu się Fleur, ale nie dosłyszała słów.
  Po chwili Blair usiadła obok niej i powiedziała
-Rose przyjedzie z Annie za jakieś dziesięć minut.
  Pewnie chciały z nią pogadać o wczoraj, ale ona nie chciała sobie tego przypominać. Może będą znać Jacka, którego wczoraj poznała. Chciała by znim jeszcze porozmawiać. Wydawał się tajemniczy i to się Fleur spodobało. Nie widziała jego twarzy, nie widziała jak wygląda, ale to przecież nie jest takie ważne. 
 Po jakieś chwili, na podjeździe przed domem w oknie zobaczyła żółte porsche Rose. Blair podbiegła do drzwi, by wpuścić je do domu. Pierwsza do domu wpadła Annie,  już krzycząc od progu „Cześć“ , Rose machnęła do niej uśmiechając się. Dziewczyny usiadła przy stole do okola jej i prosiły by opowiedziała im co się wczoraj stało. Wiec powiedziała i Jacku i o Robercie.
-Znam tylko jednego Jacka Fela- powiedziała Annie 
-A Jack Hudson?- spytała Blair.- Jego siostra ta blond emo. Jak jej, na imię chyba Sansa. Bardzo dziwna dziewczyna, ale brata ma przystojnego.
  Znała go tylko z widzenia, wydawał się sympatyczny, a przecież nie miała pewności czy to na pewno on. 
  Nagle usłyszały jakiś głos dochodzący z piętra.
-Co to?- spytała Fleur nagle stając. Głos wydawał się jakby ktoś przesuwał meble. 
-O nie- powiedziała Blair.
  Rose odruchowo pokazały im by były cicho. 
Fleur podeszła po cichu do szafki wyjmując z niej tasak do mięsa. Dziewczyny zrobiły to samo i Rose pokazała palcem by szły na górę. Fleur szła pierwsza uważając na każdy krok. Próbowała iść ostrożnie i po cichu  lecz to nie było zbyt wykonywalne, jej serce waliło że każdy mogłyby ją usłyszeć. Czuła też dziwny ucisk w żołądku.
  Znowu usłyszały ten odgłos dochodzący ze strychu. Fleur głową pokazała by szły dalej. Dziewczyny czuły nagły przypływ adrenaliny  Bała się otworzyć drzwi, lecz ciekawość kazała jej to zrobić.
  Po cichu Annie otworzyła drzwi, a Fleur po woli zaczęła wychylać się by coś zobaczyć. Widok ją przeraził chciała krzyknąć, lecz gardło miała zaschnięte  Myślała, że się zaraz przewróci  mogłaby tylko marzyć, że to jest sen, bo wiedziała że nim nie jest.
  W kącie stały dwa potwory. Według Fleur mogły to być demony, czymkolwiek to jest. Miały narzucone na siebie czarne peleryna z kapturem. Obaj stali nad jakimś ciałem,  którego leciała krew, po krótkiej chwili Fleur uświadomiła sobie, że to ciało Kristen i ostatnie co usłyszała to krzyk Blair.
 

czwartek, 1 listopada 2012

Impreza. Rozdział 2

Fleur podniosła swoją długą, zieloną renesansową suknie i zaczęła wchodzić po schodach do sali gimnastycznej. Wczoraj komitet i chłopacy z drużyny futbolowej zrobili kawał dobrej roboty. Przez cały dzień zawieszali dekoracje, nawet cheerleaderki się przyłączył do pomocy. I dzięki całodniowej pracy sala była strasznie piękna.
  Przeszła przez kortynę gdzie od razu znalazła rudowłosą piękność Rose. Miała strasznie niewinną i dzieciną twarzyczkę, ale to dodawało jej uroku. Ubrana była za czarownice, miała długą szatę i różdżkę. Rude długie włosy upięła w kok, niektóre pasma włosów wisiały na jej szyi i twarzy. Można by powiedzieć, że swoją urodą mogłaby zauroczyć wielu chłopaków i to bez użycia czarów.
-Hej, Rose- co tutaj robisz? Baw się!
-Czekam na Toma. Masz nieziemski strój, za kogo się przebrałaś?
-Za renesansową arystokratkę- powiedziała Fleur- A ty?
  Rachel, mama Fleur, przez cały dzień ją szyła. Była zrobiona z specjalnego materiału, kupionego we Francji.
-Przed tobą stoi Ginny Wesley, czekam teraz na swojego Harry’ego Pottera.
-Cóż za oryginalność- powiedziała Fleur śmiejąć się
   Fleur poszła do wampirów, wzięła kubek kwi, czyli soku z wódką, i zaczęła pić. Poczuła jak alkohol zaczyna ją palić w gardło.
-Mocne co?- spytał jakiś chłopak przebrany za wampira. Miał na głowie maskę i dlatego nie widziała jego twarzy.
-Jak na krew, to daje czadu.- uśmiechnęła się Fleur.
-Jestem Jack- chłopak podał jej rękę, a ona uścisnęła ja z uśmiechem.
-Jestem Fleur- Jej ojciec był francuzem, dostała więc francuskie imię, które znaczyło kwiat, a razem z nazwiskiem znaczyło Kwiat północy. Lubiła je, dzięki niemu wyróżniała się.
  Ojciec rozwiódł się z matką dwa miesiące temu i wyprowadził się do Francji. Bardzo za nim tęskniła, jeździła do niego tylko na wakacje. Nie wiedziała dlaczego się rozwiedli, rodzice nie chcieli jej o tym nic powiedzieć, więc żyła już 2 lata w niewiedzy.
-Mam nadzieje, że nie wyssiesz mojej krwi?- spytała
-To dość przereklamowane, Nie jestem Edwardem więc nie zamierzam wypijać ci krwi.
-Edward nie wypił krwi Belli, walczył ze swoim pragnieniem, ale krok po kroku wytrwał do tego że nie jego pragnienie zniknęło.
– A to dopiero. Lew zakochał się w jagnięciu. Biedne, głupie jagnię. Chory na umyśle lew masochista.
  Fleur się zaśmiała
-Cytujesz zmierzch, chłopaku wszystko z tobą dobrze? - spytała niepewnie
-Tak myślę- odpowiedział, a następnie zniknął w tłumie tańczących nastolatków.
 Dziwne, pomyślała
 Rozmawiał, a nią a następnie odszedł. Może go czymś uraziła.
   Fleur, wzięła kolejny kubek, poczuła przyjemne palenie w gardle, następnie wzięła jeszcze kilka i upita poszła do Roberta Swan’a, który stał przy druidach popijając sok.
  Była już zalana i nie wiedziała co robi zaczęła z nim flirtować, aż on poprosił by zatańczyła z nim.
  Leciała akurat szybka piosnka, więc tańczyła do rytmu pląsając się przy nim wąż.  Gdyby nie alkohol nigdy by takiego czegoś nie zrobiła, ale teraz stała się bardzo śmiała. Przejechała językiem po jego szyi, a on wziął chyba to za alarm by pójść dalej, wziął ją za rękę i już prowadził do toalet, gdy wpadli na Blair.
-Fleur, co ty wyrabiasz?- spytała
A ona odpowiedzi odburknęła coś niezrozumiałego
-Jesteś kompletnie zalana, choć odwiozę cię do domu.
  Fleur chciała coś powiedzieć, ale szybko złapała się za  usta i popędziła do łazienki. Blair pobiegła za nią i usłyszała w kabinie, w której się zamknęła odgłosy wymiotne.
-Fleur, wszystko w porządku.
-Tak, już mi lepiej- odpowiedziała
-Choć zawiozę cię do domu nie możesz w takim stanie siedzieć na imprezie.
  Fleur zgodziła się, niechętnie opuszczała tą imprezę. Powiedziała Blair że prześpi się u niej nie chciała by pokazywać się w takim stanie mamie, dała by jej na pewno szlaban. Zadzwoniła więc do mamy i powiedziała że znowu spędzi noc poza domem. Mama niechętnie na to przystała.

                                                       Fleur w stroju z balu.

środa, 31 października 2012

Dekorację na Halloween Rozdział 1

   Fleur Du Nord odsunęła od siebie książkę. Wiedziała, że już niczego się nie nauczy.
-Przeklęta biologia- mruknęła.
   Coś powinna spamiętać na ten jutrzejszy sprawdzian, inaczej spotka ją kolejny szlaban u mamy. Znowu miesięczne nie wychodzenie z domu. Maskara. A przecież za dwa dni miało być Halloween. Od kilku tygodni myślała nad strojem, a teraz miała by zostać w domu przez jakąś głupią biologie. Nie doczekanie, pójdzie na tą imprezę chociażby mama miała by ją wyrzucić z domu. To ona jak co roku zajmowała się dekoracją sali sportowej, na tę imprezę.
  Dzisiaj miała też skończyć szkic dekoracji,a jutro zanieść go jej przyjaciółkom, które też były w komitecie  honorowym, ale to ona była jego przewodniczącą.
  Wyciągnęła kartkę A3, wyjęła ołówek i zaczęła rysować. Przed wejściem do sali, na schodach umieszczą dynie, a na barierkach pozawieszają czarne paski materiału, ozdobione świecącymi lampkami. Zombie, czyli trener Smith, będzie witał gości, próbując ich zakatować. Następnie zawieszą czerwoną kutynę z czarnymi lampkami, goście będą musieli pod nią wchodzić by dostać się na sale. Z boku będzie stała jaskinia wróżek, które będą czytać przyszłość z kart i rąk. Przy wróżkach położą manekina ochlapano krwią. Na suficie powieszą duchy, czyli ubrania, w które upchną gazety. Przy ścianach poukładają trupy i czaszki. A w kącie naprzeciwko druidów będą wampiry wysysające krew.
   To chyba im wystarczy, pomyślała.
   Fleur założyła bluzę i kowbojki, szkic włożyła do teczki. Zeszła do kuchni, gdzie siedziała mama czytając gazetę . Ostatnio wyglądała na zmęczoną, jej okulary już tradycyjnie przekrzywione. Blond włosy miała spięte na czubku głowy. Ubrana jak zwykle w flanelową koszule pobrudzoną farbą. Był to beztroski obraz dla Fleur, widziała go prawie codziennie.
-Zawieź mnie do Annie, musimy omówić dekorację na Halloween.
-No dobrze- wstała złapała kluczyki z segmentu i poszła do garażu, a Fleur za nią.
  Nacisnęła guzik na pilocie, otwierający drzwi od garażu,a  następnie wsiadła do srebrnego audi.
 

-Przenocuję u Annie- powiedziała mamie wysiadając.
-A wzięłaś coś na przebranie?- spytała mama
-Tak- wskazała na torbę.
-No dobra- powiedziała i wyjechała z podjazdu Blacków.   
  Fleur szybkim krokiem podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem, otworzyła jej Juliet, należała tez do komitetu, niezbyt ja lubiła ale zawsze miała jakieś fajne pomysły.
-Hej- powiedziała odsuwając się od drzwi wpuszczając Fleur.
-Są już wszyscy?
-Tak, czekaliśmy tylko na ciebie.
  Trochę czekania dobrze im zrobi. pomyślała.
-Oh, przepraszam.
   Juliet nic jej nie odpowiedziała tylko zaczęła już iść w stronę salonu. Fleur szybkim krokiem poszła z nią. Na kanpie i na fotelach siedziały już: Annie, Blair i Rose - jej przyjaciółki i Emma, Ashley, Kate, Jenny i Tina.
   Fleur uśmiechnęła się do nich i zaczęła mówić.
-Zrobiłam szkic, nie miałam zbyt dużo pomysłów, ale może wy coś jeszcze podsuniecie.- Wyjęła z teczki kartkę i rozłożyła ją pokazując wszystkim.
-Hmm, trzeba tu jeszcze dużo rzeczy dołożyć, na taka wielką sale nie wystrczy tylko tyle dekoracji- powiedziała Rose- Ale to jest naprawdę spoko.
-I dlatego z tobą trzymam - powiedziała Fleur mrugając okiem.
 Dziewczyny zaśmiały się.
-Zawiesiłabym na tej kurtynie, napis taki jakby napisany krwią „Witajcie w diabelskim domu rozkoszy- powiedziała Juliet, a Fleur, napisała to na kurtynie na kartce.
- Przy wampirach postawimy czerwone drinki, że to jest niby krew. A naprawdę wlejemy tam ciemny sok truskawkowy, ale doprawimy go odrobiną czegoś mocniejszego- uśmiechnęła się Jenny.



Astrid.Q